piątek, 4 lipca 2014

Santa Cruz - Aptos, Soquel Demo Forest

Mieliśmy okazję ostatnio pojeździć w Santa Cruz w lasach północnej Kalifornii. Mnogość tras i ogrom terenu utrudniał wybór trasy. Ostatecznie, dzięki rekomendacji miejscowego bikera Jeffa Weeda z Pinbike, wybór padł na Soquel State Demo Forest - ogromny, górzysty teren między San Jose a Santa Cruz.

Ze względu na koszty i ograniczony czas, jaki mogliśmy przeznaczyć na jeżdżenie, branie własnych rowerów było nieopłacalne. W US to nie problem - można tam wypożyczyć w zasadzie co się chce. Nasze Treki Fuel wypożyczyliśmy w miasteczku Aptos w Epicenter Cycling. Bardzo przyjemne miejsce, baza startowa dla mnóstwa rowerzystów i biegaczy. Po załatwieniu formalności, załadowaliśmy się do samochodu sympatycznego człowieka z Shuttle Smith Adventures i po 40 minutowej jeździe byliśmy prawie na szczycie.



Na dzień dobry czekało nas jeszcze godzinne wjeżdżanie już na rowerze i dopiero wtedy dotarliśmy do typowych singletracków. 


Co tu dużo owijać w bawełnę - ścieżki dały nam popalić. Nawet singltracki pod Smrekiem nie przygotowały nas technicznie na to, co nas czekało. Strome i wąskie zjazdy zniszczonymi przez wodę ścieżkami skutecznie podnosiły adrenalinę i wykazały, jak ludzie z nizin są słabi w te klocki, jeżeli regularnie nie jeżdżą w górzystym terenie. 

Po zjechaniu na północną stronę lasu, wjechaliśmy ponownie na samą górę, co zajęło nam jakieś 2 godziny, po czym ruszyliśmy 20 kilometrowym (!) zjazdem do Aptos. To było coś, ścieżka na tyle szeroka, że można bez problemu pędzić ile fabryka dała i to przez nieprzerwane 20 kilometrów. 


Przygoda i doznania wizualno-emocjonalne niesamowite. Szkoda tylko, że na jeżdżenie w tym rejonie mieliśmy tylko jeden dzień, bo obszar ogromny i warty głębszego poznania. 



czwartek, 12 września 2013

Topeak DynaPack DX - czyli jak mieć bagażnik i go nie mieć

W czasie jazdy w trudnym górzystym terenie, nic nie spisuje się lepiej niż lekki, dobrze przylegający plecak rowerowy. Los jednak chciał, że większość czasu przejeżdżam płaską Wielkopolskę, gdzie jedynym utrudnieniem są 2 pagórki i piach. W tym wypadku, w czasie długich, całodniowych wypraw warto zainwestować w tylną torbę, która pomieści dodatkowe napoje, dętki i coś do zjedzenia. Ewentualnie szachy i ręcznik jak jedziemy nad jezioro. No i tu mamy dylemat, taki ładny rower a takie brzydkie bagażniki? Tak nie może być, w końcu trzeba jakoś wyglądać - w końcu nikt nie wychodzi na dwór z workiem od śmieci na głowie, tylko dlatego, że nie przemaka :)

Najważniejszym elementem była dla mnie możliwość szybkiego, wręcz natychmiastowego demontażu.   Przy krótkich przejazdach do 50 kilometrów wystarcza mi mała torebka podsiodłowa - dlatego opcja montowania i demontowania na dłuższe dystanse jakiś stelaży bagażnika nie wchodziła w grę. Niestety, wszystko wymagało kręcenia śrubkami, montowania potem na to torby, itp. To jest dobre, ale na kilkudniowe wyjazdy pod namiot z sakwami, a nie na jednodniową wycieczkę w wolny dzień. Nadzieję przyniósł Topeak i jego DynaPack DX.


DynaPack DX to całkiem pojemna torba/pojemnik? zdejmowana w sekundę - na stałe na sztycy mamy przymocowany kawałek lekkiego plastiku, w który wpinana jest cała konstrukcja (to szare coś). Nie obciąża to nam roweru i nie wystaje. Jak widać na zdjęciu moja torebka podsiodłowa na narzędzia jest większa. 


Po pierwszej jeździe zastanawiałem się, czy nagle to plastikowe mocowanie nie pęknie i wszystko się nie urwie, bo przy dużej prędkości i nierównościach całość potrafi mocno sprężynować. Wydaje się jednak, że wystarczy nie przekraczać zalecanych 4,5 kilograma i będzie wszystko ok. Oczywiście, nie ma co się oszukiwać, torba przetrwa pagórek zwany Osową Górą, ale z prawdziwych gór pewnie wróciłbym z tym w kawałkach. 




Torba jest bardzo pojemna, mi w zupełności starcza. Składa się z trzech komór, dolną można podzielić na 3 części i dodatkowo przymocować przedmioty na paski z rzepem. Dzięki temu nic nam nie lata i nie przesuwa się podczas jazdy - bardzo praktyczne. Na to przychodzi nakładka, która tworzy nam kolejną, środkową komorę - najbardziej pojemną. Tę część można dodatkowo powiększyć poprzez rozpinany zamkiem materiałowy komin. Górna część zabezpieczona jest siatką z zamkiem, tam można umieścić lekkie rzeczy typu, wiatrówka, spray na robactwo itp. W zestawie znajduje się też nieprzemakalny pokrowiec na torbę. Jeżeli wiemy, że będziemy wracać w nocy, z tyłu można wsunąć lampkę na klamrę. 

Topeak w swojej ofercie posiada jeszcze jeden DynaPack, bez oznaczenia DX - o połowę mniejszy. DX wydaje mi się idealny na one day trip. Bez problemu zabieram w nim wiatrówki, kanapki i 1,5l dodatkowych napojów i mieszczę się w zalecanym limicie wagowym. 

Po odpięciu, DynaPack można wygodnie przenosić - funkcję rączki pełni poprzeczny pas na górze. Po kilku trasach, do płaskich terenów mogę zdecydowanie polecić to rozwiązanie. 




poniedziałek, 2 września 2013

Singltrek pod Smrkem

Jeżdżenie po Wielkopolsce ma swój urok, ale w przeważającej części jest płasko, a kilkusekundowy zjazd z Osowej Góry w Mosinie wcale nie poprawia sytuacji. Góry wołały i wołały. Wybór padł na Singltrek pod Smrkiem, bo: Singltrek to świetnie przygotowane trasy, jest w miarę blisko, to marka sama w sobie z centrum rowerowym u podnóża góry. 



O trasach pod Smrkem możecie poczytać na stronie Singltrek singltrekpodsmrkem.cz. Znajdziecie tam informacje o historii powstania marki Singltrek, świetnie przygotowaną mapę w pdf, opis tras, słowem wszystko co musicie wiedzieć. GPS zbędny, wystarczy sama mapa ze strony. 

Dojazd z Wielkopolski zajął nam więcej czasu niż planowaliśmy, bo prawie 5 godzin mimo zakładanych 4 - ale to wina zamkniętej drogi do Lubania i konieczność cofania się do objazdu. Nove Mesto pod Smrkem leży kilka kilometrów od granicy. Znalezienie Centrum Singltrek nie stanowi problemu, bo prowadzi tam jedna z głównych ulic Jindrichovicka. Parking jest obszerny, płatny 8 złotych za cały dzień - w całym Centrum można płacić koronami czeskimi, euro i złotówkami. 

Nad małym jeziorem stoi budynek Centrum Singltrek, w nim serwis rowerowy, sklep rowerowy, bistro (polecam kurczaka i ziemniaki z grilla - wypas), prysznice dla ludzi i rowerów i równie ważne wc. 

Do wyboru mamy 80 kilometrów tras, w tym dwie trasy po polskiej stronie. Wszystkie świetnie oznaczone - niestety czasem wandale zrywają tabliczki, ale mapa i oznaczenia są na tyle dobre, że nie sposób się zgubić. Znamienne, że tabliczki częściej znikają po polskiej stronie - nie wiem jakim kretynem trzeba być, żeby ukraść tabliczkę z oznaczeniem trasy, ale widać jest ich (kretynów) całkiem sporo. 


Trasy podzielone są na 3 kolory, niebieskie (najłatwiejsze), czerwone i najtrudniejsze czarne. Jest jeszcze trasa zielona, ale stanowi jedynie łagodny i szeroki podjazd do miejsca skąd można dojechać do pozostałych tras. Trasy czerwone i czarne mają podobny poziom trudności technicznej, różnią się w sumie tylko poziomem nachylenia zjazdów i podjazdów. Oczywiście wymagają roweru górskiego i wcześniejszego przygotowania - podjazdy nie są łatwe i potrafią dać w kość, czyli w mięśnie. No ale, by rzucić się w kilkukilometrowy zjazd, musimy najpierw te kilka kilometrów podjechać. 


Zdecydowana większość to trasy jednokierunkowe, więc bez obaw można rozpędzać się do dużych prędkości - oczywiście na tyle by nie wylecieć z trasy i nie spaść w przełęcz :) Na tym polega cały urok tych tras, im większe mamy umiejętności, tym rzadziej musimy zwalniać, w zasadzie każdy da radę zjechać, jeden zrobi to na ciągle wciśniętym hamulcu inny pojedzie szybciej. Niektóre fragmenty potrafią podnieść poziom adrenaliny i dają poczucie płynnego lotu w dół - ogarnia nas niesamowity flow, w zasadzie nie myśli się o niczym, jest się tylko skupionym na zjeździe - bardzo fajne uczucie. 


Co jakiś czas, teren jest tak wyprofilowany, że mamy możliwość wybicia się i wykonania mniejszego lub większego skoku. Chociaż na początku miałem problem z wymierzeniem siły wybicia przy prędkości i nachyleniu stoku, zrobiło mi się gorąco gdy o centymetry mijałem drzewo :) Polecam rozwagę, no chyba, że jesteście już full profi, w każdym bądź razie po kilku próbach da się wyczuć na ile możemy sobie pozwolić. Nam się poszczęściło i trafiliśmy na super pogodę, ale widać, że są fragmenty, które mokre od deszczu mogą stanowić wyzwanie. 

W sumie przejechaliśmy wszystkie trasy na południe od Centrum - jakieś 45 kilometrów, co zajęło nam około 6 godzin, w tym jedna dłuższa przerwa na posiłek. W płaskim terenie w tym czasie zrobilibyśmy dwa razy więcej, ale tutaj pierwszy raz poznaliśmy, co to znaczy stromy podjazd przez kilka kilometrów. Na koniec czuć było duży niedosyt, ale z góry zakładaliśmy brak noclegu, więc po obiedzie około 18 zaczęliśmy się pakować do samochodu. 

Jestem przekonany, że przynajmniej raz w roku będziemy wracać na Singltrek, bo trasy są naprawdę świetnie przygotowane, mamy do tego całe zaplecze rowerowe, a jeżeli ktoś nie posiada roweru górskiego, może go wypożyczyć za stosunkowo niewielkie pieniądze na miejscu. 

Nasze rowery spisały się świetnie na takiej trasie, w sumie nie musiałem nawet centrować koła, co zdarza mi się czasem po jeździe po wielkopolskich lasach. Czerwony finish line też dał radę i cały czas byliśmy cisi jak ninja. 

Na koniec clip z wyjazdu. 







wtorek, 27 sierpnia 2013

Lampka tylna Topeak AlienLux

Długo szukałem jakiejś fajnej tylnej lampki bezpieczeństwa - po zmroku mało jeżdżę, ale dni coraz krótsze, więc trzeba się przygotować na jesień. Miałem już kupić BLS1 Cateye pod uchwyt ICS, bo taką ma Elise, ale ostatecznie musiałem poszukać czegoś zahaczanego o tylną torebkę (zmieniam siodło na WTB). Jedyne, co wygląda dla mnie fajnie i ma możliwość szybkiego montażu i przełożenia z torebki podsiodłowej na DynaPack, to lampka Topeak AlienLux.

Od razu uprzedzę - w Polsce zostały ostatnie sztuki, nie wiem, czy Topeak z nich zrezygnował, czy hurtownie i sklepy zrobiły to same, bo w katalogu Topeaka nadal są.


AlienLux to lampka bezpieczeństwa, więc nie spodziewajcie się oślepiającej bariery przeciwko drogowym kretynom. Bardziej nadaje się do miasta i drogi z mniejszym ruchem - w końcu posiada tylko dwie diody led. Do roweru szosowego należałoby dobrać coś silniejszego, chociaż moim zdaniem i tak świeci mocniej niż Cateye pod ICS, a tam też są dwie diody. 


Największą zaletą jest zaczep, który pozwala mi szybko zamontować lampkę albo na torebce podsiodłowej, albo na DynaPacku (na zdjęciu). Lampkę uruchamiamy naciskając na miejsce, gdzie Alien mógłby mieć nos. Jak we wszystkich tego typu produktach, mamy dwa tryby świecenie: ciągły i mrugający. 


I tyle, spełnia swoje zadanie, wygląda zajebiaszczo i przypomina mi o jednej z fajniejszych komputerowych marek, czyli Alienware - więcej mi nie potrzeba do bycia zadowolonym. 




czwartek, 22 sierpnia 2013

Trasa pierścień Plewiska - Zborowo - Lusówko - Swadzim - 50km

Dzisiaj zrobiliśmy częściowo nową trasę we własnym "fyrtlu". Bardzo lajtowa, bez trudnych momentów, idealna po pracy, w 70% po drogach nieutwardzonych, z super widokami i dwoma jeziorami. My ruszamy z Plewisk, ale to pierścień, więc ruszajcie skąd chcecie i modyfikujcie według uznania :)

Link do mapy w bikemap.net

Początek to głównie asfaltowe drogi poznańskich gmin. Dojeżdżamy do Konarzewa, gdzie odbijamy  w prawo w Bukowską.


Od tego momentu robi się przyjemnie, jedziemy drogami z prawie zerowym ruchem, w większości nieutwardzone drogi, czasem trochę asfaltu.



Przejeżdżamy rowerowym wiaduktem nad A2. Kawałek za wiaduktem jest lotnisko, chyba prywatne, bo po drugiej stronie jest wielka posiadłość - klawo :)  Dojeżdżamy do Zborowa przy jeziorze Niepruszewskim. Co prawda to tylko 20 kilometr, ale można się zatrzymać, bo plaża jest przyjemna - kiedyś przejedziemy się tam pograć w szachy, bo ustawione są specjalne stoliki. Brudna woda nie zachęca do kąpieli, ale ludzie się kąpią, więc... jak z paleniem, sam wybierasz :)


Ruszamy dalej wzdłuż jeziora i przejeżdżamy przez Drwęsa - można sobie pooglądać fajne domy. Jest to w zasadzie jedyne miejsce na całej trasie, które może nas zmęczyć małym podjazdem. Kierujemy się w stronę Lusówka i ruszamy wzdłuż jeziora Lusowskiego - większość czasu dobrze utrzymana nieutwardzona droga. Kolejne jezioro i kolejna okazja na chwilę zadumy lub uzupełnienia zapasów glikogenu mięśniowego - co kto woli. 


Jedziemy dalej i dojeżdżamy do granicy Swadzimia, tam robimy w tył zwrot (no prawie) i ruszamy w kierunku Batorowa.



Z Batorowa prowadzi nas prosta droga w kierunku Skórzewa - trasę mijacie przy stacji BP - na rondzie prosto. Wyjeżdża się przy kościele w Skórzewie. Do Plewisk polecam dojechać Szarotkową - mamy tam bardzo wygodną ścieżkę rowerową - zmotoryzowane dzikusy na Kolejowej nie lubią rowerzystów, mam w sumie wrażenie, że nikogo nie lubią. By dobić do 50 kilometrów (jak ktoś lubi okrągłe liczby) można pokręcić się w okolicy Wołczyńskiej i Komputronika. 





Suplementy dla rowerzysty

czyli suple dla bikera. Temat rzeka, tak samo jak pytanie, czy coś brać czy nie? To co znajdziecie poniżej to nie są rady, bardziej moje spostrzeżenia i to co biorę i dlaczego. Podziękowania dla poznańskiego crossfitowca Kury - który wprowadził mnie w świat supli :D

Zacznę od tego, że nie mam tego, co można nazwać naturalną atletyczną budową, żeby jakoś wyglądać i nie przytyć w ciągu tygodnia, muszę uważać na to co i ile jem. No i oczywiście ćwiczenia, mam za sobą P90X (2 edycje), Insanity i Asylum. Od roku przyszedł czas na rower i z czasem poświęcam mu coraz więcej czasu, ale mam wrażenie, że trudno mi w tym wieku (ponad 30) byłoby przeskoczyć swoje możliwości bez bardzo ścisłej diety (a z tym jest problem, bo uwielbiam kucharzyć). Suplementy pozwalają w sposób szybki i bezpieczny dostarczyć organizmowi odpowiednią ilość energii i zapobiec negatywnym skutkom długotrwałego wysiłku.



Co biorę i dlaczego:

Vitarade EL - zanim Chemiczny Ali wyjaśnił mi co i jak, podczas przejażdżek rowerowych poiliśmy się Oshee. Dlaczego nie można pić samej wody przy długotrwałym wysiłku, to chyba każdy wie - jeżeli nie, to poczytajcie o zgonach w czasie maratonów. W każdym bądź razie, po zrobieniu 100 km w upale, poczułem, że coś jest nie tak. Byłem tak totalnie zasłodzony po Oshee, a dodatkowo czułem cały czas pragnienie i głód. Stwierdziliśmy oboje z Elise, że pora to zmienić - wujek Kura pomógł. Generalnie Oshee, to tak naprawdę ogromne ilości cukru, który za bardzo nie pomaga, a przy takich ilościach idzie w oponę zamiast w napędzanie mięśni. Jednym z lepszych środków, który pozwala zastąpić środki typu Oshee czy Powerade jest Vitarade EL. Vitarade, oprócz skutecznego nawadniania organizmu, dostarczania mu składników mineralnych jak Sód, Potas, Wapń i Magnez (to po to, żebyśmy nie padli), dodatkowo pozwala na szybkie odbudowywanie zapasów glikogenu mięśniowego. Bez glikogenu, nasze mięśnie czerpią energię, napiszę obrazowo, z pożerania samych siebie (katabolizm) - z Vitarade dbamy o nasze mięśnie i dostajemy energetycznego kopa. Porcję Vitarade EL (2 miarki) rozpuszczamy w 600ml wody - napój jest pyszny i czuć, że pozbawiony cukru. Różnicę poczujecie już na pierwszym treningu.

Optimum Whey Gold Standard - wysoko ceniona przez sportowców odżywka białkowa. Wiem jak to brzmi dla osób, które do tej pory nie brały supli, a którym odżywki kojarzą się wyłącznie z wielkoludami z siłki - spokojnie, te wielkoludy łykają różne inne rzeczy, a takie produkty jak odżywka białkowa, zostały stworzone dla wszelkiej maści sportowców. Odżywka zapewnia szybką regenerację mięśni, zapobiega procesom katabolicznym (czyli niszczeniu mięśni) i w naszym przypadku, zapobiega pożeraniu całej lodówki po kilku godzinach jazdy na rowerze. Tak było do tej pory, bez Whey Gold, teraz wypijamy porcję odżywki (1 miarka w 200ml wody) i jemy dopiero po jakiejś godzinie, bez uczucia głodu. Przy długim treningu (powyżej 2 godzin) bierzemy porcję odżywki przed i po. Przy krótkim tylko po. Idealnym rozwiązaniem jest branie przed treningiem aminokwasów BCAA i białka po samym treningu, ale na BCAA przyjdzie jeszcze czas - na razie przyzwyczajamy się do Vitarade i Whey Gold. Białko (zdjęcie poniżej) mamy w smaku czekoladowym, rozpuszcza się idealnie i dobrze smakuje. Próbowałem wcześniej innego białka, które ciężko się rozpuszczało i smakowało jak czekolada za komuny, Whey Gold jest pozbawione tych wad.



Czy będziecie coś brać, to już zależy od Was. Warto zrezygnować z napojów słodzonych na rzecz Vitarade lub chociaż Isostara, bo to wyjdzie Wam na zdrowie - przestaniecie wlewać w organizm rozpuszczony cukier. Co do BCAA i białka, to już zależy od Was, osobistych predyspozycji oraz długości i intensywności treningów. My suple bierzemy od niedawna, więc trudno mówić na razie o skutkach, oprócz odczuwalnej większej ilości energii. Do tematu będę jeszcze wracał. 



wtorek, 20 sierpnia 2013

Co można robić z rowerem w czasie deszczu? - poradnik

Dzisiaj pogoda deszczowa, wszędzie mokro, co tu zrobić z rowerem. Bez zbędnego rozpisywania się, kilka porad, co można robić z rowerem gdy pada deszcz:

1. Można sobie z niego zrobić parasol i trochę pobiegać:



2. Można postawić pod drzewem i poczekać aż przestanie padać:


3. Można też (ale tak robią tylko niespełna rozumu), wsiąść na niego i pojeździć w deszczu :)