poniedziałek, 2 września 2013

Singltrek pod Smrkem

Jeżdżenie po Wielkopolsce ma swój urok, ale w przeważającej części jest płasko, a kilkusekundowy zjazd z Osowej Góry w Mosinie wcale nie poprawia sytuacji. Góry wołały i wołały. Wybór padł na Singltrek pod Smrkiem, bo: Singltrek to świetnie przygotowane trasy, jest w miarę blisko, to marka sama w sobie z centrum rowerowym u podnóża góry. 



O trasach pod Smrkem możecie poczytać na stronie Singltrek singltrekpodsmrkem.cz. Znajdziecie tam informacje o historii powstania marki Singltrek, świetnie przygotowaną mapę w pdf, opis tras, słowem wszystko co musicie wiedzieć. GPS zbędny, wystarczy sama mapa ze strony. 

Dojazd z Wielkopolski zajął nam więcej czasu niż planowaliśmy, bo prawie 5 godzin mimo zakładanych 4 - ale to wina zamkniętej drogi do Lubania i konieczność cofania się do objazdu. Nove Mesto pod Smrkem leży kilka kilometrów od granicy. Znalezienie Centrum Singltrek nie stanowi problemu, bo prowadzi tam jedna z głównych ulic Jindrichovicka. Parking jest obszerny, płatny 8 złotych za cały dzień - w całym Centrum można płacić koronami czeskimi, euro i złotówkami. 

Nad małym jeziorem stoi budynek Centrum Singltrek, w nim serwis rowerowy, sklep rowerowy, bistro (polecam kurczaka i ziemniaki z grilla - wypas), prysznice dla ludzi i rowerów i równie ważne wc. 

Do wyboru mamy 80 kilometrów tras, w tym dwie trasy po polskiej stronie. Wszystkie świetnie oznaczone - niestety czasem wandale zrywają tabliczki, ale mapa i oznaczenia są na tyle dobre, że nie sposób się zgubić. Znamienne, że tabliczki częściej znikają po polskiej stronie - nie wiem jakim kretynem trzeba być, żeby ukraść tabliczkę z oznaczeniem trasy, ale widać jest ich (kretynów) całkiem sporo. 


Trasy podzielone są na 3 kolory, niebieskie (najłatwiejsze), czerwone i najtrudniejsze czarne. Jest jeszcze trasa zielona, ale stanowi jedynie łagodny i szeroki podjazd do miejsca skąd można dojechać do pozostałych tras. Trasy czerwone i czarne mają podobny poziom trudności technicznej, różnią się w sumie tylko poziomem nachylenia zjazdów i podjazdów. Oczywiście wymagają roweru górskiego i wcześniejszego przygotowania - podjazdy nie są łatwe i potrafią dać w kość, czyli w mięśnie. No ale, by rzucić się w kilkukilometrowy zjazd, musimy najpierw te kilka kilometrów podjechać. 


Zdecydowana większość to trasy jednokierunkowe, więc bez obaw można rozpędzać się do dużych prędkości - oczywiście na tyle by nie wylecieć z trasy i nie spaść w przełęcz :) Na tym polega cały urok tych tras, im większe mamy umiejętności, tym rzadziej musimy zwalniać, w zasadzie każdy da radę zjechać, jeden zrobi to na ciągle wciśniętym hamulcu inny pojedzie szybciej. Niektóre fragmenty potrafią podnieść poziom adrenaliny i dają poczucie płynnego lotu w dół - ogarnia nas niesamowity flow, w zasadzie nie myśli się o niczym, jest się tylko skupionym na zjeździe - bardzo fajne uczucie. 


Co jakiś czas, teren jest tak wyprofilowany, że mamy możliwość wybicia się i wykonania mniejszego lub większego skoku. Chociaż na początku miałem problem z wymierzeniem siły wybicia przy prędkości i nachyleniu stoku, zrobiło mi się gorąco gdy o centymetry mijałem drzewo :) Polecam rozwagę, no chyba, że jesteście już full profi, w każdym bądź razie po kilku próbach da się wyczuć na ile możemy sobie pozwolić. Nam się poszczęściło i trafiliśmy na super pogodę, ale widać, że są fragmenty, które mokre od deszczu mogą stanowić wyzwanie. 

W sumie przejechaliśmy wszystkie trasy na południe od Centrum - jakieś 45 kilometrów, co zajęło nam około 6 godzin, w tym jedna dłuższa przerwa na posiłek. W płaskim terenie w tym czasie zrobilibyśmy dwa razy więcej, ale tutaj pierwszy raz poznaliśmy, co to znaczy stromy podjazd przez kilka kilometrów. Na koniec czuć było duży niedosyt, ale z góry zakładaliśmy brak noclegu, więc po obiedzie około 18 zaczęliśmy się pakować do samochodu. 

Jestem przekonany, że przynajmniej raz w roku będziemy wracać na Singltrek, bo trasy są naprawdę świetnie przygotowane, mamy do tego całe zaplecze rowerowe, a jeżeli ktoś nie posiada roweru górskiego, może go wypożyczyć za stosunkowo niewielkie pieniądze na miejscu. 

Nasze rowery spisały się świetnie na takiej trasie, w sumie nie musiałem nawet centrować koła, co zdarza mi się czasem po jeździe po wielkopolskich lasach. Czerwony finish line też dał radę i cały czas byliśmy cisi jak ninja. 

Na koniec clip z wyjazdu. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz